Site icon Idziemy Dalej

W drodze

Nowa Zelandia, w drodze

Jak już wspominaliśmy Nowozelandczycy są ogromnie serdeczni i mili. Nie dziwią więc wyrazy sympatii na ulicy, uśmiechy, pozdrowienia czy zapytania o samopoczucie.
Jadąc do Queenstown skręciliśmy w jedną z dróg, by zobaczyć jezioro. Okazało się jednak, ze to 37 km odcinek nieutwardzonej nawierzchni, więc zrezygnowaliśmy. Przy zawracaniu minął nas z naprzeciwka jakiś samochód, którego kierowca – jak mi się zdawało – pozdrowił nas serdecznie gestem podniesionej ręki.
– Mhm, taaaaa, albo raczej chciał pokazać „Zgaś te światła, baranie„!
Ano właśnie – Nowozelandczycy zapalają światła dopiero jak poważnie się ściemni. Podkreślam słowo poważnie. Chmury nie chmury, szarówka, deszcz czy ulewa świateł według tutejszych kierowców nie wymagają. Co ciekawe nasze włączone światła chyba ich irytują. Nie mamy pojęcia dlaczego, i po prostu odpozdrawiamy, choć te gesty na drogach chyba nie należą do kategorii sympatycznych.
A skoro już o osobliwościach drogowych to parę kwestii jest tu do opisania.
Po pierwsze – ograniczenia prędkości. W zasadzie tylko jeden rodzaj ograniczeń: na przedmieściach 70/80 km i w terenach zabudowanych 50 km. A poza tym – hulaj dusza piekła nie ma. Wszędzie 100 km! Czy to dwupasmowa droga, czy górska serpentyna, czy szutrowa polna ścieżka. A co 🙂 I o ile w Polsce na tych bardziej niebezpiecznych fragmentach stoją znaki nakazujące zdjąć nogę z gazu, tak tutaj tylko sugestie z jaką prędkością dany zakręt pokonać, nie będące jednak prawnym ograniczeniem. I to też nie zawsze. Jak ktoś chce 100 to proszę bardzo. Chwała temu kto się na co poniektórych zakrętach wyrobi nie rozwalając przy tym samochodu…
Kolejna kwestia – absolutny brak koszy na śmieci. Co ciekawe kraj jest bardzo czysty, ale w zasadzie na żadnym przydrożnym zajeździe czy parkingu nie stoją śmietniki, tylko tabliczki, żeby zabierać śmieci ze sobą. Od tygodnia trochę nam się uzbierało;)

Liczenie trupów

Mamy też swoją samochodową zabawę: ilekroć ktoś zobaczy martwe zwierzę na drodze krzyczy „opos”. Wynik po tygodniu: 78:62. Martwych zwierząt na drogach jest naprawdę dużo, a nam przez cały czas nic nie przebiegło przed nosem. Zestawiając to z liczbą samochodów które mijamy, wychodzi na to, że każdy potrącił co najmniej kilka zwierzątek. Może światła jednak…?
Do jazdy po niewłaściwej stronie chyba już zdążyliśmy się przyzwyczaić, choć nie dalej jak wczoraj miałam zamiar wpakować się na fotel kierowcy myśląc, że to fotel pasażera.
I tak sobie podróżujemy od tygodnia, na koncie już ponad 2000 km!
Większość poza zasięgiem, ale o tym następnym razem.

Exit mobile version