Site icon Idziemy Dalej

Matsumoto – z wizytą w Zamku Kruków

Japonia, Matsumoto

Do Matsumoto trafiliśmy trochę przypadkiem. Miasto słynie z pięknego zamku, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i choć jest to bez wątpienia wystarczający powód by je odwiedzić, nie uwzględniliśmy go w naszych pierwotnych planach. Z Doliny Kiso chcieliśmy udać się w kierunku Nagano i dalej w Alpy Japońskie do śnieżnego tunelu i małp w śniegu, ale niestety – znowu zabrakło nam czasu. Mieliśmy dokładnie 2 dni by wrócić do Tokio, a przecież do zobaczenia była jeszcze góra Fuji! O ile prostsze byłoby podróżowanie, gdybyśmy mieli zdolność bilokacji! Inna sprawa, że nasze przewodniki (wszystkie trzy!!!) dość lakonicznie potraktowały temat znanej „Alpine Route“ i dopiero na miejscu zorientowaliśmy się, że jest to atrakcja szalenie oblegana przez turystów na którą bilety należy zarezerwować ze sporym wyprzedzeniem. Gdy sprawdziliśmy dostępne terminy okazało się, że ta jednodniowa wycieczka wymagałaby od nas, nomen omen, alpejskich akrobacji, więc to kolejne miejsce które z żalem wpisaliśmy na listę „do zobaczenia przy następnej okazji“. Swoją drogą lista jest całkiem długa, więc może to będzie wystarczający powód by wrócić do Japonii w niedalekiej przyszłości.

Do Matsumoto dotarliśmy wczesnym popołudniem. Jadąc pociągiem z Narai podziwialiśmy przepiękną panoramę Alp Japońskich, które otaczają miasto. Gdy wyszliśmy ze stacji i spojrzeliśmy w ich kierunku, poczuliśmy bliskość gór i miasto już na wstępie zyskało w naszych oczach. Widok ośnieżonych szczytów był bajkowy! Wiedząc, że musimy jeszcze przed zmrokiem dojechać do Kawaguchiko, od razu udaliśmy się w stronę zamku, który jest najstarszym i najlepiej zachowanym drewnianym zamkiem w Japonii. Został zbudowany w 1595 roku i stoi w takiej formie do dziś. Zamek jest czarny, co wyróżnia go na tle innych japońskich budowli tego typu, dlatego często nazywany bywa Zamkiem Kruków. Niewiele brakowało, a w XIX wieku zostałby on zburzony. Po zniesieniu szogunatu i restauracji Meiji zaczęto bowiem modernizować kraj i niszczyć wszystko, co mogłoby się kojarzyć z poprzednim systemem. Na szczęście mieszkańcy powstrzymali rozbiórkę zamku i do dziś przyciąga on do Matsumoto wielu turystów.

Wnętrze dostępne jest dla zwiedzających. Zamek ma sześć pięter, a na każdym znajduje się wystawa mieczy, samurajskich zbroi oraz broni palnej. Z najwyższego piętra rozciąga się piękny widok na góry, więc mimo stromych schodów (a właściwie drabinek) warto się tam wspiąć. Co ciekawe ostatnie, szóste piętro, nie jest widoczne z zewnątrz, dzięki czemu było to dobre schronienie i najbezpieczniejsze miejsce w budynku.

Zamek otoczony jest fosą i małym, ale zadbanym parkiem, szczególnie atrakcyjnym w okresie kwitnienia wiśni. W okolicy spotkaliśmy nie tylko turystów, ale także wielu mieszkańców, którzy przyszli popatrzeć na zamek i góry, bo ten widok chyba nigdy nie może się znudzić.

Po zwiedzeniu zamku zjedliśmy pyszny obiad w restauracji hawajskiej (jest ich w Japonii całkiem sporo), która jak się później okazało znajduje się na pięknie odrestaurowanej uliczce Nakamachi-dori. Z przyjemnością oddaliśmy się małemu lenistwu i niespiesznie zaglądaliśmy do niezliczonych sklepów i butików z tradycyjną ceramiką, japońskim papierem czy biżuterią lokalnych artystów.

Wracając w kierunku dworca zajrzeliśmy jeszcze do świątyni Yohashira, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „cztery filary“. To właśnie w Matsumoto narodził się nurt czczenia czterech bogów shinto, zwanych kami (Ame-no-minaka-nushi-no-kami, Takamimusubi no kami, Kamimusubi-no-kami oraz Amaterasu Ōmikami), dlatego zbudowano tu świątynię im poświęconą. Pierwsze trzy bóstwa mają szczególną rolę w mitologii japońskiej, bo jako pierwsze wyłoniły się z chaosu, a Amaterasu – bogini słońca, uznawana jest za najważniejsze bóstwo w shinto. Świątynia ta mimo młodego wieku (niewiele ponad 100 lat) jest obecnie jedną z ważniejszych świątyń w prefekturze Nagano.

Gdybyśmy mogli spędzić w Matsumoto więcej czasu z przyjemnością odwiedzilibyśmy muzeum sztuki Matsumoto-shi Hakubutsukan, by zobaczyć wystawę poświęconą znanej na całym świecie artystce Yayoi Kusamie, tej samej, której dynie oglądaliśmy na wyspie sztuki Naoshimie, a wspominam tu o tym dlatego, że żaden z naszych przewodników nawet się na ten temat nie zająknął.
Może gdyby nie zarezerwowane wcześniej noclegi, spontanicznie zmienilibyśmy nasz plan podróży, ale nie było odwrotu. Wieczorem wsiedliśmy w pociąg w kierunku Kawaguchiko – małej miejscowości położonej u stóp wulkanu Fuji.

Exit mobile version