Opuściliśmy Limę i udaliśmy się autokarem na południe, do małej turystycznej miejscowości Paracas. To właśnie z tego miejsca najłatwiej dostać się na tak zwane Galapagos dla ubogich, czyli na Islas Ballestas. To także dokonały punkt wypadowy do Reserva Nacional de Paracas. Nam udało się w ciagu jednego dnia zobaczyć zarówno niesamowite wyspy jak i spędzić kilka godziny w Rezerwacie Narodowym.
Ptasi raj
Zaczęliśmy od porannego rejsu motorówka. Muszę uczciwie przyznać, że w ciągu dwóch godzin widziałem więcej ptaków, niż przez całe swoje dotychczasowe życie. A co ciekawe to i tak nie był sezon – bywają miesiące, że różnorodnego ptactwa jest tam o wiele więcej.
El Candelabro
Ale pelikany, kormorany, pingwiny i inne ptaki to nie jedyna atrakcja rejsu. Wokół naszej motorówki często skakały delfiny, na kamienistych plażach i skałach wysp wylegiwały się lwy morskie. Na deser dotarliśmy do El Candelabro, ogromnego naskalnego geoglifu przypominającego kształtem świecznik lub rozłożysty kaktus.
Marsjański Rezerwat Narodowy Paracas
Około południa udaliśmy się małym turystycznym autobusem do Reserva Nacional de Paracas. Ale to nie jest typowy rezerwat – nie ma tu żadnych roślin, a i zwierząt trzeba szukać dość uważnie. To miejsce to szczera pustynia, ale mimo surowości klimatu naprawdę zachwyca. Zapewne gdyby nie fakt, że otoczone jest ze wszystkich stron oceanem, można by go spokojnie uznać za krajobraz iście księżycowy lub też marsjański.
Paracas – obowiązkowy punkt na mapie Peru
Takie miejsca jak Paracas zapadają w pamięci do końca życia i na pewno powinny być obowiązkowe na liście każdego turysty przyjeżdżającego do Peru.
I na koniec uwaga ogólna dla przyszłych gości Paracas i zapewne innych peruwiańskich miast. Jeśli macie do wyboru jakaś atrakcje organizowaną przez agencje A za 30 soli i tę samą organizowana przez agencje B za 30 dolarów, to bez wahania wybierzcie tą pierwszą. Jakościowo nie będą różnić się praktycznie niczym, a cenowo to ponad trzykrotna różnica.