Poranek w Oamaru zaczęliśmy na pobliskiej plaży, od śniadania z fokami. Tam gdzie poprzedniego dnia przez piasek i glony maszerowały pingwiny, dziś wylegiwały się leniwe foki… No jedna była trochę mniej leniwa od innych i w czasie sesji fotograficznej parsknęła na nas i wyszczerzyła kły, ale poza tym jej towarzyszki rzadko kiedy dawały jakiekolwiek oznaki życia.
Dalej nasza trasa prowadziła drogą krajową numer 1 wzdłuż wybrzeża. Jeszcze przed Dunedin zrobiliśmy krótki przystanek przy niesamowitych kulistych głazach Maoraki, by z końcu wjechać do stolicy regionu Otago. To niewielkie uniwersyteckie miasteczko zapisze się w mojej pamięci głównie ze względu na jedną ulicę. Jedną, jedyną, ale za to jaką. Ponoć najbardziej stromą na świecie… 19% nachylenia… Oczywiście musieliśmy ją „wypróbować”. Muszę przyznać, że pod koniec podjazdu miałem stracha, że nasz Ford Focus nie da rady i zacznie się staczać. Na szczęście ostatkiem koni mechanicznych podjechał, a ja mogę powiedzieć, że nawet jeśli nie jest to najbardziej stroma droga świata, to poczułem się jak na ulicach San Francisco 😉
Z Dunedin udaliśmy się w kierunku Invercargill, ale nie główną trasą, ale polecaną nadmorską drogą przez Catlins. Trasa, mimo że niezbyt długa, to najeżona ciekawymi miejscami i widokami. Nam udało się zobaczyć między innymi Kaka Point, latarnię morską na Nugget Point, wodospady Purakaunui, lasy przypominające równikową jungle, a także Slope Point, czyli najdalej na południe wysunięte miejsce na Nowej Zelandii. Ale rejon Catlins skrywa w sobie jeszcze wiele niesamowitych tajemnic. Niestety, żeby poznać wszystkie trzeba by tylko tutaj spędzić kilka dni.
A dobranoc mówimy Wam z centrum Invercargill… Jutro podobno pogoda ma się załamać 🙁 Oby nie!