Na deser spotkań z aktywnością geotermalną zafundowaliśmy sobie wizytę w Wai-O-Tapu. I znów: gejzery – na czele z niezawodną Lady Knox, dymiące kratery, ale i kilka efektownych niespodzianek. Krótko mówiąc nie wiedzieliśmy, że woda może mieć takie kolory i że natura potrafi stworzyć takie cuda.
Następnie przez okoliczne plaże ruszyliśmy w stronę Auckland. Jak się okazało zupełnie pod prąd. Na Nowej Zelandii Święta Wielkanocne rozpoczynają się na dobre w piątek i trwają do poniedziałku włącznie. Ale tak naprawdę jest to po prostu długi weekend (bo świąt się tutaj za bardzo nie obchodzi) dlatego większość mieszkańców dużych miast wyjeżdża na te cztery dni na łono natury. My wręcz przeciwnie, pojechaliśmy do miasta. Pierwszy raz widzieliśmy tutaj tyle samochodów! Korki na trzypasmowej drodze wylotowej. Ale nie ma się czemu dziwić. W Auckland mieszka 1/3 całej społeczności Nowej Zelandii, więc wyglądało to mniej więcej tak, jak u nas przed majówką.
Mimo tego miasto nie było opustoszałe. Wręcz przeciwnie. Zostaliśmy zaskoczeni gwarem na ulicach, ilością młodych ludzi w pubuch, restauracjach i klubach. To miasto żyje! Chyba jako jedyne nowozelandzkie 😉
Ale szczerze przyznajemy, że przez cały pobyt tutaj odwykliśmy od tłoku, gwaru i nadmiaru ludzi. Po chwili Auckland zaczęło męczyć. Pewnie trzeba je zwiedzać na początku wyprawy. Wtedy może zachwycić.
Podobał Ci się nasz artykuł? Kliknij "Lubię to!", "Udostępnij" lub oceń go!